2 listopada 2015

W okolicznościach przyrody

W ostatni dzień października, korzystając ze sprzyjającej aury wybrałem się z mikroelementem na rowerowy rejs po przemkowskich stawach. Po przekroczeniu rzeki Szprotawy pomknęliśmy kładką w stronę wieży widokowej. W okresie wiosennym postawiono wieżę na granicy rezerwatu i użytku ekologicznego "Przemkowskie Bagna".



Gdzie ta droga na Ostrołękę?!




Ptactwa już niewiele na stawach, wiosną i latem można dostać oczopląsu. Za to jesienią można delektować się spokojem i pięknymi widokami.

Popędziliśmy dalej robiąc kilka krótkich przystanków.






Minęliśmy jaz piętrzący wodę na Szprotawie. Urządzenia dostarczone przez jeleniogórską fabrykę maszyn działają do dziś.





Dodatkową motywacją dla młodzieży były pizza i lody w "Amazonce".

Listopad powitaliśmy pieszą wycieczką w powiększonym gronie. Wyłamał się tylko prototyp.








21 października 2015

Pod rękę, małymi kroczkami do przodu

Krok za krokiem coraz dalej... 


Dekarze nie odpuszczają i pracują w deszczu




Rozprowadziliśmy kanalizę do pionów i przyłączy na parterze. 







Pan_A załatał drobne dziury między wieńce ma podbitką. 










19 października 2015

Strapiony dziadzio

Coraz krótsze dni determinują charakter pracy i trudniej pracować na zewnątrz. Przenieśliśmy arenę działań do wnętrza i popołudniami do późnego wieczora z pomocą pan_A płytowaliśmy stropy. Nawet dobrze że zabraliśmy się za nie, bo belki stropowe zaczęły swój pokręcony taniec i jedną z nich odkręcaliśmy... a było co ciągnąć bo belka solidna i poddać się nie chciała bez walki. Z pomocą przyszły: liny, naprędce sklecone jarzmo z rur stalowych od rusztowania i dwa rukzugi (ręczne wyciągarki łańcuchowe z dużym przełożeniem - już nie pierwszy raz się przydały, podobnych używał Pan na zamku o tutaj). Zdjęć niestety nie mam...

Opłytowaliśmy dwa stropy w części mieszkalnej i "ścieżkę" nad pracownią, aby się swobodnie poruszać. Najgorsze było wciąganie płyt do góry, ręcznie w dwie osoby, to wyzwanie, ale jak wypracowaliśmy sposób, to poszło gładko.









Jeszcze soboty pozwalają na działania długofalowe pod gołym niebem i staram się je wykorzystać do cna. Skończyłem układać dachówkę na szopie zostały tylko pojedyncze rzędy wiatrownicowe, ale te będę zakładał jak dostanę dechy na wiatrownice. Jak na razie do środka nie kapie.


Moja małżonka wyszukała nową ekipę dekarską i można powiedzieć że z biegu weszli na budowę. To cieszy, bo już nas bolało patrzeć jak kapie do środka przez nieszczelności. Zabrali się za wschodnią lukarnę. Ołacili ją na nowo i zaczęli kłaść dachówkę. 



Poprzednia ekipa nadal milczy... 

W poprzednią niedzielę zabawiłem się w ogrodnika i nasadziłem trochę krzaczorów w ogrodzie. Wkopałem porzeczki czarne (Titania) i czerwone (Jonkher Van Tets), jeżyny (Thornfree), maliny czerwone (Veten) i żółte (Fallgold) oraz borówki (Chandler).... podlałem wszystko obficie, jak to przy sadzeniu, no i jak było ciepło, tak dwie noce pod rząd... złapał przymrozek -5 st.C.
Oby nie było jak na wsi gadają, że... "niedzielna praca w g...no się obraca".

Wczoraj ponownie z mikroelementem zapuściliśmy się w las. Efekty marne bo kilkanaście podgrzybków i to takich kilkudniowych, ale niewielkich. W tym roku grzyby wybitnie nie dopisały. 

29 września 2015

Idzie lasem Pani Jesień, jarzębinę w koszu niesie...


Sezon budowlany powoli zbliża się ku końcowi, a ja odnoszę wrażenie że więcej się wydarzyło u nas w zimie niż w lecie. Praca w delegacjach skutecznie utrudniała postępy budowlane.
Mamy problem z ekipą dekarską... jak zeszli z budowy tak nie mogą na nią wrócić. Pomimo iż uzgadniane terminy minęły. Ostatnio nawet udało się spotkać na miejscu i nowy termin wejścia uzgodnić, który znowu minął, a telefon milczy jak zaklęty... echhh. Chyba trzeba się rozglądnąć za inną ekipą żeby skończyła lukarny.

Wczoraj nie widziałem czerwonego księżyca, za to dzisiaj pożoga na niebie. 



Część okien i drzwi wejściowe otrzymały obróbkę zewnętrzną. 


Okna w szachulcu również dostały komplet drewnianych okapników i listwy dookólne.


Z doskoku pojawiałem się na dachu szopy... krok po kroku, ze skleconych godzin coś się już uskładało. Stara dachówka nie należy do łatwej z uwagi na różnice kalibrowe i często pojawiające się krzywizny. Można te mankamenty częściowo korygować zaprawą, ale i tak idealnej połaci się nie uzyska. Ma to oczywiście swoisty urok.








Jak dla dekarskiego laika i kompletnego żółtodzioba w temacie, niezbędna była lektura :) Zainteresowanym polecam instrukcję Winerbergera, w niej znalazłem również recepturę na wapienną zaprawę dekarską (2/1/8). Karpiówka zdjęta z dziadka ma bardzo zbliżony gabaryt (jest troszeczkę mniejsza) do karpiówki żłobkowanej Koramic Winerbergera, którą zresztą dekarze położyli na nowym dachu. Zasadniczą różnicą są otwory montażowe w nowej dachówce, tak aby można ją było kłaść bez zaprawy (co trzecią w rzędzie bije się gwoździem lub kręci wkrętem do łaty). Idąc za radą zaczerpniętą z lektury, dwa rzędy okapowe, dwa rzędy przy wiatrownicach, rząd kalenicowy mocowałem wkrętami. Po stronie wschodniej (najczęściej wiatry wieją u nas z zachodu), gdzie przy silnych wiatrach podciśnienie może podnosić dachówkę, mimo zaprawy, również co 5 dachówkę kręciłem do łat. Musiałem trochę dachówek nawiercić, a stara dachówka wcale nie ustępuje twardością dachówce nowej... sporą ilość wierteł widiowych przepaliłem.

Do ostatnich nowości należy elektryczność w domu... Miałem już dość codziennego rozwijania przedłużaczy od słupa... Zwłaszcza kiedy wpadałem na chwilę żeby coś podłubać po pracy, to sporo czasu zajmowała mi walka z kablami... potem zwijanie... coraz częściej po ciemku. Nie wspominając o przebieraniu.
Postanowiłem wyjść z RBetki konkretnym przedłużaczem na stałe, wkopać go, wejść nim do budynku i rozszyć na kilka gniazdek i oświetlenie ogólne. Zasadniczo udało się w 2 dni... pozostało kilka drobnych czynności, ale światło i prąd już w budynku. Nie jest to oczywiście przyłącze docelowe, ale na czas remontu wystarczy. Koniec z bieganiem do słupa :)





U nas też zwierzyna się uaktywniła... chyba szykuje się powoli do zimy, stąd taki ruch w interesie. W ostatnich tygodniach wygrzewały się w słońcu zaskrońce... jeden ma norę pod jabłonką, drugi w gruzowisku za domem, trzeci pod lipą nieopodal czereśni, czwarty stale widywany był pod paletą z cegłami. Moja córa, 1,5 miesiąca temu, bawiąc się w piasku wygrzebała jajeczka - myśleliśmy że to zwinki - teraz sądzę jednak, że były zaskrońca (za duże jak na zwinkę). Pod stertą desek rezyduje i jeży się jeż. Z poddasza jaskółki wyprowadziły już młode, bociany odleciały, a pod dach wprowadziła się niewidzialna kuna (mam nadzieję że nie narobi szkód). A nieopodal w rezerwacie i za rzeką jelenie rozpoczęły rykowisko. Już od kilku dni, kiedy tylko słońce schowa się za horyzontem, byki zaczynają koncert... to już prawdziwa jesień.