29 września 2015

Idzie lasem Pani Jesień, jarzębinę w koszu niesie...


Sezon budowlany powoli zbliża się ku końcowi, a ja odnoszę wrażenie że więcej się wydarzyło u nas w zimie niż w lecie. Praca w delegacjach skutecznie utrudniała postępy budowlane.
Mamy problem z ekipą dekarską... jak zeszli z budowy tak nie mogą na nią wrócić. Pomimo iż uzgadniane terminy minęły. Ostatnio nawet udało się spotkać na miejscu i nowy termin wejścia uzgodnić, który znowu minął, a telefon milczy jak zaklęty... echhh. Chyba trzeba się rozglądnąć za inną ekipą żeby skończyła lukarny.

Wczoraj nie widziałem czerwonego księżyca, za to dzisiaj pożoga na niebie. 



Część okien i drzwi wejściowe otrzymały obróbkę zewnętrzną. 


Okna w szachulcu również dostały komplet drewnianych okapników i listwy dookólne.


Z doskoku pojawiałem się na dachu szopy... krok po kroku, ze skleconych godzin coś się już uskładało. Stara dachówka nie należy do łatwej z uwagi na różnice kalibrowe i często pojawiające się krzywizny. Można te mankamenty częściowo korygować zaprawą, ale i tak idealnej połaci się nie uzyska. Ma to oczywiście swoisty urok.








Jak dla dekarskiego laika i kompletnego żółtodzioba w temacie, niezbędna była lektura :) Zainteresowanym polecam instrukcję Winerbergera, w niej znalazłem również recepturę na wapienną zaprawę dekarską (2/1/8). Karpiówka zdjęta z dziadka ma bardzo zbliżony gabaryt (jest troszeczkę mniejsza) do karpiówki żłobkowanej Koramic Winerbergera, którą zresztą dekarze położyli na nowym dachu. Zasadniczą różnicą są otwory montażowe w nowej dachówce, tak aby można ją było kłaść bez zaprawy (co trzecią w rzędzie bije się gwoździem lub kręci wkrętem do łaty). Idąc za radą zaczerpniętą z lektury, dwa rzędy okapowe, dwa rzędy przy wiatrownicach, rząd kalenicowy mocowałem wkrętami. Po stronie wschodniej (najczęściej wiatry wieją u nas z zachodu), gdzie przy silnych wiatrach podciśnienie może podnosić dachówkę, mimo zaprawy, również co 5 dachówkę kręciłem do łat. Musiałem trochę dachówek nawiercić, a stara dachówka wcale nie ustępuje twardością dachówce nowej... sporą ilość wierteł widiowych przepaliłem.

Do ostatnich nowości należy elektryczność w domu... Miałem już dość codziennego rozwijania przedłużaczy od słupa... Zwłaszcza kiedy wpadałem na chwilę żeby coś podłubać po pracy, to sporo czasu zajmowała mi walka z kablami... potem zwijanie... coraz częściej po ciemku. Nie wspominając o przebieraniu.
Postanowiłem wyjść z RBetki konkretnym przedłużaczem na stałe, wkopać go, wejść nim do budynku i rozszyć na kilka gniazdek i oświetlenie ogólne. Zasadniczo udało się w 2 dni... pozostało kilka drobnych czynności, ale światło i prąd już w budynku. Nie jest to oczywiście przyłącze docelowe, ale na czas remontu wystarczy. Koniec z bieganiem do słupa :)





U nas też zwierzyna się uaktywniła... chyba szykuje się powoli do zimy, stąd taki ruch w interesie. W ostatnich tygodniach wygrzewały się w słońcu zaskrońce... jeden ma norę pod jabłonką, drugi w gruzowisku za domem, trzeci pod lipą nieopodal czereśni, czwarty stale widywany był pod paletą z cegłami. Moja córa, 1,5 miesiąca temu, bawiąc się w piasku wygrzebała jajeczka - myśleliśmy że to zwinki - teraz sądzę jednak, że były zaskrońca (za duże jak na zwinkę). Pod stertą desek rezyduje i jeży się jeż. Z poddasza jaskółki wyprowadziły już młode, bociany odleciały, a pod dach wprowadziła się niewidzialna kuna (mam nadzieję że nie narobi szkód). A nieopodal w rezerwacie i za rzeką jelenie rozpoczęły rykowisko. Już od kilku dni, kiedy tylko słońce schowa się za horyzontem, byki zaczynają koncert... to już prawdziwa jesień.