17 maja 2017

Żywokoły z wierzby kruchej

W ostatnim poście nie wspomniałem o żywokołach, które wkopaliśmy 30 marca na północnej granicy naszej posesji. Nie chciałem wyprzedzać faktów, bo miałem ogromne wątpliwości czy aby na pewno się przyjmą... wierzba lubi moczyć nogi w wodzie... a tu ciach, kołki w piach!  Co prawda dosyć głęboko wkopaliśmy, ale wody to tam nie było...

Nadal nie wiem czy to już się udało, czy jedynie gałązki poszły bazując na sokach które były w kołkach? Wydaje mi się jednak że skoro wierzby już puściły gałązki to i dołem puściły korzonki...


Z całą pewnością znaczenie miało to że wkopaliśmy kołki zaraz po ogłowieniu wierzb matek. Cała akcja przeprowadzona była bardzo szybko i niespodziewanie :)))

29 marca zapytaliśmy Dobrego Człowieka skąd pozyskać takie kołasy, a tu niespodziewanie Dobry Człowiek odpowiedział: "To już ostatni moment żeby wierzbę ogławiać... jutro już 30 marca, a wierzba za chwilę puści pączki... hmmm... mam takie wierzby na swoim polu... możecie je ogłowić".
Jeszcze tego samego dnia pokazał nam wierzby matki...
Wróciłem aby umówić pomocników i transport... podziękowania dla PanA, MisterMa i Andrzeja i jego VW.

Bardzo dziękujemy Dobremu Człowiekowi za taki dar ze szczerego serca!

Następnego dnia o 7.00 zakupiłem świder ręczny, o 8.00 rano rozpoczęliśmy cięcie. o 10.00 zaczęliśmy wkopywanie, o 13.00 idąc za radą Dobrego Człowieka przemalowałem wszystkie cięcia emulsją, aby kołki tak łatwo nie odparowywały wody.

Dzisiaj wszystkie wierzby wypuściły zieleninę... pewnie pogoda nam sprzyjała swoimi temperaturami i deszczami które nie pozwoliły wyschnąć drągalom. Takie podlewanie z pewnością pomogło, a ja mam nadzieję że wierzby będą rosły na przekór tym wszystkim, którzy w ostatnim czasie tak namiętnie wyżynają drzewa korzystając z ministerialnego przyzwolenia. Dając nam radość cień, ukojenie i tlen... a poza tym to przecież roślinna aspiryna bo w korze ma salicylany. Zwierzęta własnie z tego powodu często obgryzają korę wierzb.

12 maja 2017

Wiśta wio... wiosna przyszła.


Wio... wiosna przyszła, choć nie rozpieszczała nas temperaturami i zimna była to jednak Ona, ta upragniona. Od wczoraj już się ociepliło i mamy nadzieję że każdy następny dzień będzie już prawdziwie majowy.

Takie ładne polne kwiatuszki nam zakwitły... może to i jaki chwast... ale uroczy :)



Wiosna przyniosła nam kominy. Mogłem przeto przenieść z tymczasowej podokiennej lokalizacji naszą małą kozę i podpiąć pod jeden z nich. Skończyły się problemy z cofającym dymem... teraz pali jak silnik odrzutowy :)






Szopa się "ogarnęła"...



Na placu boju trwają walki nieprzerwanie... Może z pozoru trochę chaotycznie bo skaczemy to tu to tam... ale front posuwa się regularnie do przodu.

Obora nabrała trochę ogłady...


Po rozprowadzeniu  właściwej elektryki na parterze MisterM rozpoczął kładzenie tynków.


Na piętrze profilujemy skosy pod płyty GK. Sufit już częściowo opłytowany. 


W pomieszczeniach nad oborą strop otrzymał ocieplenie i OSBę...  



...tym samym, otrzymaliśmy całkiem zgrabny stryszek. 


Wyłaz kominowy dodał nam trochę światła i widok na okolicę...


...gdzieś tam na horyzoncie, majaczy Wieża Dalkowskiego Rycerza... To w linii prostej jakieś 14 km. 


Koza przydaje się nie tylko z powodów zimnych dni... 


Posadziłem zakupione naparstnice... Chyba im się u nas spodobało?


Z naszego ogrodu przeniosłem też część lilii mojej mamy. 


Otrzymaliśmy funkie od koleżanki żony... rosną pomimo tego że podłoże raczej piaszczyste, przepuszczalne i miejsce słoneczne. Czyli w zasadzie wszystko czego funkie w zasadzie nie lubią :)



Oprócz funkii, jeszcze "coś"... sam nie wiem co, ale niech rośnie, skoro chce. 


W ogrodzie posadziliśmy też trochę krzaczorów: gruszę Konferencję, wiśnie Łutówkę i North Star, morelę, czarną malinę Bristol, poziomki Baron Solemacher, żurawinę wielkoowocową oraz dereń jadalny. Wzdłuż ogrodzenia trochę lawendy, trochę kwiatów cebulowych, a przed domem malwy słoneczniki, rumian żółty, goździki nakrapiane, żagwin, macierzankę... niech rosną :)