Wróciłęm jednak do "normalności" kiedy zmuszony byłem zadzwonić do dystrybutora energii elektrycznej z Głogowa, który obsługuje dziadkowy rejon i również powinien zaopatrzyć mnie w stosowny kwit.... taaaak jednak firma moloch to bardzo skomplikowany organizm. Odniosłęm wrażenie że trafiłem do ministerstwa informacji na planie filmu BRAZIL (swoją drogą polecam :)
...nie odważyłem się sprawdzić.
Do Głogowa pojechała moja ukochana małżonka... załatwiła od ręki, choć było ciężko! Już nie pierwszy raz okazuje się że kobieta potrafi wszystko, zwłaszcza moja małżonka :)
Przez kilka kolejnych sobót, coś tam dłubałem przy chałupie... karczowałem krzaczory, zasłoniłem tymczasowo okna połaciowe coby woda nie lała się do środka, zacząłem porządki w obejściu....
...aż tu nagle... pojawił się kolejny sąsiad. Pogawędziliśmy trochę... dowiedziałem się że w stodole którą to bym posiadał gdyby jeszcze istniała odbyły się swego czasu mistrzostwa Europy w strzyżeniu owiec... W wiosce wówczas było hodowanych około 5000 szt owiec... kolejny temat do sprawdzenia, a dziadek ponownie zaskakuje. Sąsiad okazał się kolejnym sympatycznym sąsiadem, który zaoferował pomoc i maszynę przy usuwaniu krzaczorów jak tylko obrobi się ze swoją robotą.
W kolejną sobotę przyuważył mnie i przyjechał.... w ciągu 40 min,,, zrobił to przy czym ja musiał bym się mordować 7 dni... i nic za to nie chciał!!! Cóż... DZIĘKUJĘ! no i wypada się odwzajemnić przy lada okazji.
W szopach również padły drzewka.
Odważyłem się wejść na stryszek... widok z okienka na południową stronę.
Nie odważyłem się jednak włazić na kalenicę by załatać dziury po gąsiorach... zbyt duży destrukt podłogi by podstawić drabinę i belek więźby by się po nich wspinać.
Za to znalazłem nowe skarby...
To z początku lat 60...
Nasi tu byli... ciekawe z którego roku?
To 1 litrowy, przedwojenny słoik weck'a. Niestety bez szklanej pokrywki.
Pewnego sobotniego wieczora, przy powrocie do domu, odwiedziłem sąsiada... Niestety, jak poinformował mnie właściciel najsławniejszej przyczepy w Dalkowie, Pan na zamek nie zajechał... przyjedzie za tydzień.
Cóż, będzie pewnie inna okazja...
Wieczory dopadają nas coraz szybciej... dobranoc.
Następni nieszczęśnicy dołączyli do "klubu"... ;)
OdpowiedzUsuńerrata: "szczęśliwi nieszczęśnicy" :P
Usuń...Pan Franek, właściciel tej najsłynniejszej przyczepy mówił, że byliście u mnie. Jakaż szkoda, że nie mogłem oprowadzić Waszmości po włościach;) Liczę na więcej szczęścia przy najbliższej okazji. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńPiotr
Pan Franek chyba emocjonalnie jest związany z wieżą bo najwyraźniej nie spodobało mu się że pytam o dojazd. Zapytał: a po co pan tam chce dojechać?! Dopiero gdy usłyszał że znam Twoje imię, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech a nastawienie zmieniło się diametralnie :) dobrze mieć na miejscu Pana Franka :) Zdziwiło mnie najbliższe otoczenie... Szkoda ze tak blisko wieży pobudowano domy
UsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń