23 października 2013

jesienne podsumowanie

Uruchomiliśmy maszynę biurową... Ponieważ wieś nie posiada planu zagospodarowania złożyliśmy w UG wniosek o warunki zabudowy.Niestety czas na obieg dokumentów po instytucjach w których należy odcisnąć najważniejsze pieczęcie na świecie jest zatrważający... przyjęliśmy to do wiadomości z pokorą. Za to mile nas zaskoczyły miejscowe urzędy w których wszystko da się załatwić od ręki i z uśmiechem na twarzy (czy tam nikt nie potrafi grymasić?). Np. zanim wysłano pismo o uzupełnienie, to już otrzymałem telefon z informacją żeby nie wstrzymywać wniosku... Złożyłem brakujący podpis zanim doszło do mnie oficjalne pismo... Pani z wodociągów (do wniosku należy dołączyć zaświadczenie o możliwości przyłącza wod-kan) od ręki wystawiła zaświadczenie na podstawie mapki którą otrzymała mailem, oferując nawet osobiste dostarczenie zaświadczenia do UG, bezpośrednio do Pani K, do której powinno trafić zaświadczenie.
Wróciłęm jednak do "normalności" kiedy zmuszony byłem zadzwonić do dystrybutora energii elektrycznej z Głogowa, który obsługuje dziadkowy rejon i również powinien zaopatrzyć mnie w stosowny kwit.... taaaak jednak firma moloch to bardzo skomplikowany organizm. Odniosłęm wrażenie że trafiłem do ministerstwa informacji na planie filmu BRAZIL (swoją drogą polecam :)



Pani na linii wiedziała oczywiście wszystko i nic...po długiej rozmowie i przekazaniu wzajem bardzo ważnych informacji kompletnie nie interesujących żadnej ze stron, miła pani odesłała mnie pod inny numeru telefonu, gdyż nie mogła mnie przełączyć dokądkolwiek... jej aparat nie miał takiej możliwości. Za to podała mi bardzo ważny numer pod którym z całą pewnością otrzymam ważne dla mnie informacje... to był oczywiście ogólnopolski numer obsługi klienta. Zastanowiłem się czy aby na pewno każdego klienta???... czy klienta z wioski w której jest około 40 numerów??? Czy gdzieś tam, hen w sinej dali, w mrocznych czeluściach biurokratycznego gmaszyska znajdzie się taki mały człowiek jak ja, który tak jak ja będzie wiedział o istnieniu takiej wioski jak Ostaszów???

...nie odważyłem się sprawdzić.

Do Głogowa pojechała moja ukochana małżonka... załatwiła od ręki, choć było ciężko! Już nie pierwszy raz okazuje się że kobieta potrafi wszystko, zwłaszcza moja małżonka :)

Przez kilka kolejnych sobót, coś tam dłubałem przy chałupie... karczowałem krzaczory, zasłoniłem tymczasowo okna połaciowe coby woda nie lała się do środka, zacząłem porządki w obejściu....

...aż tu nagle... pojawił się kolejny sąsiad. Pogawędziliśmy trochę... dowiedziałem się że w stodole którą to bym posiadał gdyby jeszcze istniała odbyły się swego czasu  mistrzostwa Europy w strzyżeniu owiec... W wiosce wówczas było hodowanych około 5000 szt owiec... kolejny temat do sprawdzenia, a dziadek ponownie zaskakuje. Sąsiad okazał się kolejnym sympatycznym sąsiadem, który zaoferował pomoc i maszynę przy usuwaniu krzaczorów jak tylko obrobi się ze swoją robotą.

W kolejną sobotę przyuważył mnie i przyjechał.... w ciągu 40 min,,, zrobił to przy czym ja musiał bym się mordować 7 dni... i nic za to nie chciał!!! Cóż... DZIĘKUJĘ! no i wypada się odwzajemnić przy lada okazji.


W szopach również padły drzewka.   

Trochę łyso bez krzaczorów... trzeba będzie samemu posadzić, ale oczywiście nie przy fundamentach i na ścieżkach :)

Odważyłem się wejść na stryszek... widok z okienka na południową stronę.

Nie odważyłem się jednak włazić na kalenicę by załatać dziury po gąsiorach... zbyt duży destrukt podłogi by podstawić drabinę i belek więźby by się po nich wspinać. 

Za to znalazłem nowe skarby...

To z początku lat 60...


Nasi tu byli... ciekawe z którego roku? 

 
To 1 litrowy, przedwojenny słoik weck'a. Niestety bez szklanej pokrywki. 

Pewnego sobotniego wieczora, przy powrocie do domu, odwiedziłem sąsiada... Niestety, jak poinformował mnie właściciel najsławniejszej przyczepy w Dalkowie, Pan na zamek nie zajechał... przyjedzie za tydzień.
Cóż, będzie pewnie inna okazja...

 
Wieczory dopadają nas coraz szybciej... dobranoc.

5 komentarzy:

  1. Następni nieszczęśnicy dołączyli do "klubu"... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...Pan Franek, właściciel tej najsłynniejszej przyczepy mówił, że byliście u mnie. Jakaż szkoda, że nie mogłem oprowadzić Waszmości po włościach;) Liczę na więcej szczęścia przy najbliższej okazji. Pozdrawiam,
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Franek chyba emocjonalnie jest związany z wieżą bo najwyraźniej nie spodobało mu się że pytam o dojazd. Zapytał: a po co pan tam chce dojechać?! Dopiero gdy usłyszał że znam Twoje imię, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech a nastawienie zmieniło się diametralnie :) dobrze mieć na miejscu Pana Franka :) Zdziwiło mnie najbliższe otoczenie... Szkoda ze tak blisko wieży pobudowano domy

      Usuń
  3. Anonimowy13/6/20 21:30

    Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń